Bajki

Złota kula

Pewnego razu ze złotej słomki uleciała przecudna bańka mydlana. Wznosiła się ciszej niż myśl, a była tak delikatna, że każde nieostrożne spojrzenie ludzkich oczu mogło odebrać jej życie. Drzewa, kwiaty, tramwaje, okna domów i nawet świecące w nocy latarnie myślały o niej z zazdrością. Ona tymczasem stroiła się w coraz to nowe barwy i smuciła się, wiedząc, że gdy wdzieje na siebie ostatnią – zniknie.

W ogrodzie, nad którym unosiła się przez chwilę, stał mały posążek z kamienia.

– Pójdź w moje objęcia, prześliczna – rzekł do niej posążek. – Stoję tu od wieków samotny. Jesteś taka piękna, że przez chwilę o tym zapomniałem. Pragnąłbym cię ucałować.

– Zniknę niedługo – rzekła bańka. – Jak tylko wdzieję złote szaty, roztopię się w słońcu. Nie odbieraj mi więc ostatnich chwil życia. Gdybym dotknęła twojego zimnego czoła, musiałabym natychmiast zginąć.

Słysząc tę odpowiedź, posążek westchnął głęboko i zamilkł. Przez jedną tylko chwilę, krótszą od westchnienia, widać było kroplę rosy, która spłynęła po jego policzku. Wtedy bańce mydlanej zrobiło się żal biednego posążka. Był wprawdzie z kamienia, lecz serce miał czułe. Nim zdążyła pomyśleć, dotknęła w przelocie jego czoła – i stał się cud.

Bańka przywdziała na siebie złote szaty i zamiast zniknąć w promieniach słońca, zamieniła się w przecudną, złotą kulę. Leży teraz w ogrodzie obok posążka.

Gruzy

Była sobie raz dziewczynka, która mieszkała w wielkim mieście. Miała na imię Ewa.

Miasto było bardzo zniszczone. Wokół budowano jednak nowe domy i usuwano zewsząd gruz.

Pewnego razu, przechodząc obok opuszczonej kamienicy, Ewa zauważyła, że ktoś ją obserwuje.

Weszła do środka po małych schodkach i ujrzała smoka o wężowym kształcie – na wpół spaloną zabawkę przysypaną popiołem.

– Nie wchodź dalej – rzekł smok. – Nie wolno mi tu nikogo wpuszczać.
– Ale ja wcale nie chcę – odparła Ewa. – I tak nie mam tu czego szukać.

Smok obruszył się, zasyczał i zniknął wśród kamieni.

Ewa grzebała potem w piasku, przetrząsała mech i przerzucała gruz, ale po smoku nie było śladu.

Wróciła więc do domu i zajęła się swoimi codziennymi sprawami. Nie przestawała jednak myśleć o ruinach. Widać je było przez okno pokoju, w którym mieszkała – znała ten obraz na pamięć. Były wciąż takie same.

Wtedy z daleka dostrzegła kilka niebieskich kwiatów. Im więcej myślała o ruinach, tym więcej kwiatów pojawiało się na gruzowisku. Aż wreszcie za oknem zrobiło się zupełnie niebiesko.

© Wszelkie prawa zastrzeżone